Zablokowanie konta Donalda Trumpa m.in. na Facebooku oraz Twitterze wywołało burzę międzynarodową dotyczącą wolności słowa w Internecie. W odpowiedzi na to wydarzenie, Polski rząd, a dokładniej premier Mateusz Morawiecki, wyraził chęć przejęcia kontroli nad mediami społecznościowymi, a tym samym odebranie jej prywatnym spółkom.
Miłość Polaków do wolności słowa
Powołując się na przykład cenzury mającej miejsce w czasach PRL-u, premier przypomina, jak ważne dla Polaków jest poczucie wolności. Gdyby nie to, że taki komunikat powstał dopiero po ataku na Capitol, sprowokowanym między innymi przez posty i wpisy na Twitterze byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, można by uwierzyć w szczerość powyższego wywodu.
Jednak biorąc pod uwagę powody, dla których kontra Trumpa zostały zablokowane, trudno uważać, że nie był to odpowiedzialny ruch ze strony właścicieli mediów społecznościowych, w szczególności Marka Zuckerberga. Chociaż wydarzeń z 6 stycznia 2021 roku nie da się już cofnąć, tego rodzaju cenzura mogła w pewien sposób uchronić przed kolejnymi atakami w stolicy USA.
Nieudolne podróbki Facebooka
Prawdziwi patrioci szybko ruszyli do walki z niecnymi miliarderami i postanowili stworzyć własne i bezpieczne alternatywy social mediowe. Szkoda, tylko że nie była to dobrze zaplanowana operacja, a serwery mogły być zhakowane nawet przez początkującego programistę. Najważniejszym elementem, który wywołał głównie śmiech i kpiące komentarze, był fakt, że twórcy omawianego portalu – Albicla – skopiowali cały regulamin Facebooka i nie wysilili się nawet, aby podać prawidłowe hiperłącza.
Również interfejs portalu był do złudzenia podobny do największego medium społecznościowego na świecie, które uważają za wroga wolności słowa.
Nie popisali się także twórcy Wolnych Słowian, którzy mimo nazwy postanowili zablokować konto znanego YouTubera Krzysztofa Gonciarza. Takiej decyzji dokonali rzekomo wobec zamieszczanych na portalu przez Gonciarza treści pornograficznych.
Co z tą cenzurą?
Chociaż decyzja o zablokowaniu konta Donalda Trumpa mogła być dobrym posunięciem, trudno jednoznacznie stwierdzić, kto powinien kontrolować cenzurę w Internecie. Pozostawiając taką władzę prywatnym firmom, należy liczyć się z płaceniem za korzystanie z serwisów poprzez podawanie swoich danych. Czasami są to nawet bardzo szczegółowe informacje, a my nie jesteśmy w pełni świadomi, które z nich są przekazywane. Z drugiej strony kontrola rządu nad mediami społecznościowymi, mogłaby oznaczać kolejne manipulacje partii rządzącej, aby wpływać na pojawiające się tam treści. Takie manipulacje widać już powszechnie w prasie oraz telewizji, a nierzadko również w radiu. A więc czy tak naprawdę istnieje jeszcze coś takiego, jak wolność i swoboda w Internecie?
Autor tekstu: Marta Słupecka
Źródło zdjęcia głównego: dole777/Unsplash
Komentarze: brak